Mimo że nie mam ostatnio zbyt wiele czasu na pisanie bloga to nie mogłam przegapić takiej okazji jak czwarte urodziny Norwegolożki. Długo zastanawiałam się nad tym, co mogłoby być dobrym podsumowaniem tych ostatnich czterech lat i postanowiłam, że tym razem nie będę niczego podsumowywać. Z okazji czwartych urodzin bloga polecę Wam za to cztery książki, które ukształtowały lub odmieniły moje spojrzenie na Norwegię. Wybór jest bardzo subiektywny, więc jeśli macie swoich ulubieńców to koniecznie napiszcie o nich w komentarzach!
Głód Knuta Hamsuna
To książka, która niestety niektórych zniechęca tym, że to prawdziwy klasyk. Jakoś tak się utarło, że jeśli coś należy do kanonu literatury to znaczy, że to na pewno nudna książka i raczej dla starszych osób (zupełnie bez sensu). Ja bardzo polecam Wam Głód (jeśli jeszcze nie czytaliście, rzecz jasna), bo pozwala zobaczyć Norwegię w zupełnie innym świetle niż obecnie. Norwegia nie zawsze była bogatym krajem, a tytułowy głód to odniesienie właśnie do tych trudnych czasów w historii kraju. Być może nie jest to typowo wakacyjna lektura, ale ponieważ powoli zbliżamy się do sezonu jesiennego to myślę, że możecie śmiało zacząć Waszą przygodę z Hamsunem.
Gofrowe serce Marii Parr
To była jedna z pierwszych książek w nynorsku, które przeczytałam i to dzięki naszemu ówczesnego lektorowi na uczelni. Jeśli macie możliwość przeczytanie jej w oryginalnie to gorąco Wam to polecam, ale nawet jeśli nie mówicie po norwesku to polskie tłumaczenie też jest fantastyczne. A dlaczego warto sięgnąć po tę książkę? To literatura, która moim zdaniem spokojnie może konkurować ze szwedzkimi klasykami dla dzieci, które zupełnie opanowały rynek wydawniczy. Opisana historia jest nieco cukierkowa, a przedstawiony tam świat wyidealizowany, ale humorystyczny styl i zabawne historie pozwalają szybko o tym zapomnieć. To taka książka, po przeczytaniu której robi się ciepło na sercu i chciałoby się, że historia się nigdy nie skończyła. I nieważne czy przeczytacie tę książkę Waszym pociechom czy sami po nią sięgnięcie, bo to literatura dla każdego – bez względu na wiek!
Dzieci Norwegii Macieja Czarneckiego
Uwielbiam reportaże i bardzo chętnie czytam też te dotyczące Skandynawii. Książki Macieja Czarneckiego pewnie nikomu nie trzeba przedstawiać, ale jeśli jakimś cudem jeszcze o niej nie słyszeliście to teraz jest dobra okazja, by po ten reportaż sięgnąć. Pytania o Barnevernet i o to dlaczego Norwegia zabiera dzieci (bez komentarza…) pojawiają się bardzo często i właściwie nie ma na nie dobrej odpowiedzi. Ten reportaż bardzo otwiera oczy na sprawy, które nie są tak czarno-białe, jak opisują to żyjący w Norwegii Polacy, ale są raczej we wszystkich odcieniach szarości. Tę książkę po prostu trzeba przeczytać, by lepiej zrozumieć ideę państwa opiekuńczego (czy też (nad)opiekuńczego, jak określa to sam Autor).
Norsk referansegrammatikk Jana Terje Faarlund et al.
Oczywiście na liście nie mogło zabraknąć czegoś o języku 😉 To prawdziwa gramatyczna biblia, którą polecam każdemu od poziomu B2 wzwyż. Na początku najlepiej sprawdzą się mniej skomplikowane opracowania gramatyczne, ale jeśli tak jak ja kochacie język norweski i chcielibyście poznać wszystkie jego tajniki to z pewnością pomoże Wam w tym ta “cegła” (w końcu ponad 1200 stron o gramatyce to nie lada wyzwanie!). Jedynym minusem tej książki jest jej dostępność. Raczej nie znajdziecie jej w księgarniach w Norwegii, ale jeśli mieszkacie na północy to spróbujcie poszukać książki online, nowej lub używanej. Zachęcam Was też oczywiście do wybrania się do biblioteki! W Polsce możecie znaleźć tę książkę np. w bibliotece filologicznej UAM. W Norwegii sprawa będzie o wiele łatwiejsza, bo to taki klasyk, że nawet mniejsze biblioteki miejskie czasem mają ją w swojej ofecie. A jeśli nie chcecie ruszać się z domu to wystarczy, że zajrzycie na stronę Nasjonalbiblioteket i wyszukacie książkę właśnie tam – jest dostępna online dla norweskich adresów IP.
A jakie książki Wam najbardziej kojarzą się z Norwegią?
1 comment
Wszystkiego najlepszego dla Norwegolożki 🙂