Od jakiegoś czasu nie mogłam znaleźć książki skandynawskiej, która naprawdę by mnie wciągnęła i którą przeczytałabym jednym tchem. Czasem mam takie przestoje, ale prędzej czy później wracam na właściwe tory (seria skandynawska od Wydawnictwa Poznańskiego cierpliwie czeka, jak widzicie na zdjęciu :)).
Na początku byłam dość sceptycznie nastawiona do “Linii”, którą ostatnio widzę wszędzie w książkowym światku. Z reguły unikam książek, na które jest moda w danym momencie. Pewnie dlatego nigdy nie przeczytałam Harry’ego Pottera i Władcy pierścieni ;). W końcu do “Linii” przekonała mnie niebanalna okładka (wygląda jeszcze lepiej w kolorze!) i krótki opis fabuły. Tak, wiem wiem – nie ocenia się książki po okładce, ale akurat w tym przypadku nie było to aż szkodliwe.

Książka Karlsson to jedna z tych książek, które niby nie mają fabuły, a jednak wciągają. Poznajemy tu historię młodej kobiety (nie wydaje mi się, by było wspomniane jej imię), która traci pracę w korporacji. Bohaterka opisuje swoje przeżycia i uczucie pustki, aż w końcu znajduje kolejną pracę, również biurową.
Podpisałam umowę. Teraz jestem tu na stałe, jak przykuta do podłogi. Pod wpływem pierwszego impulsu chcę się wyrwać, wybiec z budynku. Później jednak nachodzą mnie wątpliwości. Nie ufam słowom zapisanym na kartce papieru. Nie wierzę, że jestem ostatnią, którą wpuścili. Nie mogę być tą, która znajduje się na samym dole. Muszę piąć się po plecach innych.
Śledzimy korpożycie z jego absurdami, ale też zabawnymi momentami, mimo że tych jest znacznie mniej. Bohaterka ma problem z wyznaczeniem tytułowej linii między życiem prywatnym, a pracą, aż w końcu zatraca się w niej zupełnie.
Przestałam robić kawę w domu. Przestałam jeść w domu. Żywię się pracą.
Słyszałam różne opinie o tej książce, zwłaszcza od osób pracujących w korporacjach. Niektórzy mówią, że przedstawiony w książce świat jest przerysowany, podczas gdy inni twierdzą, że Autorka idealnie uchwyciła absurdy biurowego życia. Ja sama nie wiem, co mam o tym myśleć. Książkę wręcz pochłonęłam, a jednak w niektórych momentach zupełnie nie rozumiałam zachowania głównej bohaterki, również dlatego, że z lektury nie dowiadujemy się o niej prawie niczego poza tym, że pracuje w jakimś wydawnictwie.
Czy znalazłam esencję pracy? Nie, nadal tu jestem.
Czytałam więc kolejne rozdziały czekając na jakiś zwrot akcji czy chociażby cień fabuły, aż nagle dotarłam do ostatniej strony i… trochę się rozczarowałam.
Nie zrozumcie mnie źle – książka mi się podobała, nawet bardzo. Jest typowo skandynawska w swojej formie, a jednak czegoś mi na końcu zabrakło. Może po prostu nie jestem zwolenniczką otwartych zakończeń, chociaż tutaj odniosłam wrażenie, że zakończenia nie było wcale. Ani otwartego, ani takiego definitywnego. Żadnego.
Jeśli lubicie typowo skandynawskie powieści, czy też raczej nowele, to “Linia” może być książką właśnie dla Was. Ale nastawiajcie się na zabawne opisy korpożycia, dramatyczną walkę psychologiczną głównej bohaterki czy wartką akcję. Tego w tej książce po prostu nie ma. Gdzieś spotkałam się ze stwierdzeniem, że książki wydawnictwa Pauza właśnie takie są – bardzo alternatywne i oryginalne, często bez wartkiej akcji, a jednak zostają w głowie po przeczytaniu. I chyba faktycznie tak jest. Mimo że Linia nie wywarła na mnie piorunującego wrażenia to jestem pewna, że zostanie mi w pamięci na długo.