Jeśli zerkniecie na listę wpisów na blogu to zauważycie, że w zeszłym roku publikowałam baaardzo mało, aż w końcu zupełnie zniknęłam. Powodów było wiele, ale wszystkie doprowadziły do tego, że nie miałam czasu, siły ani ochoty na publikowanie czegokolwiek. Dziś opowiem Wam trochę o tym, co robiłam przez ostatni rok oraz jakie mam plany na tego bloga. Dobra wiadomość jest taka, że wracam do blogowania!
Gdy pomysłów brak
Ostatnie posty na blogu, jeszcze z 2020 i 2019, były zdecydowanie krótsze niż na początku działania Norwegolożki. Brakowało mi czasu, ale też pomysłów, by pisać. Codzienne obowiązki niestety często tak na mnie wpływają – wysysają jakąkolwiek wenę twórczą i zniechęcają do działania. Kiedyś jeszcze próbowałam z tym walczyć, ale rok temu powiedziałam „Dość!” i po prostu zniknęłam z sieci. Z pewnością algorytmy na tym ucierpiały, ale za to ja odzyskałam siły, doprowadziłam kilka ważnych spraw do końca i teraz wracam tu z nowymi pomysłami.
To co tak właściwie robiłam?
Obroniłam doktorat. Jak w ogóle doszło do tego, że zdecydowałam się na taki krok? Po skończeniu studiów magisterskich zrobiłam sobie rok przerwy i pracowałam trochę we Francji. Później wróciłam do Polski i spędziłam kilka miesięcy w korpo, aż w końcu rzuciłam pracę i zaczęłam studia doktoranckie.
Na początku byłam niemalże przekonana, że po doktoracie zostanę w Poznaniu, ale życie ułożyło się inaczej. Już od drugiego roku studiów doktoranckich mieszkałam w Krakowie, a do Poznania tylko dojeżdżałam. To był trudny czas, nie ukrywam. Dojazdy przez pół Polski nieźle nadszarpnęły moją cierpliwość, a i stres związany ze sprawami doktoratu nie pomagał. Z czasem znalazłam też pracę na część etatu w Krakowie i mój grafik w pewnym momencie naprawdę pękał w szwach. Do tego dochodziły jeszcze tłumaczenia, którymi czasem się zajmowałam. Gdy zbliżał się czas oddania rozprawy doktorskiej i obrony, po prostu nie wytrzymałam i zupełnie wylogowałam się z internetu. Przestałam pisać bloga i udzielać się w mediach społecznościowych.
Po obronie w październiku 2020 myślałam, że „najgorsze” mam już za sobą i teraz będzie tylko lepiej. Cóż, uprzedzam wszystkich, którzy być może robią teraz doktorat i myślą podobnie – dużo lepiej nie jest, a grafik wcale nie robi się pusty w dniu obrony 😉 Jednak podczas tego intensywnego czasu nauczyłam się pewnej bardzo ważnej rzeczy – rezygnowania. To bardzo przydatna umiejętność! Zrezygnowałam w końcu z tłumaczeń, które były dla mnie zbyt nużącym zajęciam. Zrezygnowałam też z prowadzenia zajęć na prywatnej uczelni i skupiłam się na jednej pracy. Grafik co prawda nadal mam pełny, ale przynajmniej nie czuję już, że robię coś na siłę. I nie muszę podróżować TLK przez pół Polski!
Studia doktoranckie i praca po nich
Obecnie prowadzę tylko takie zajęcia, w jakich czuję się pewnie, a nie takie, jakie zostaną mi przydzielone z góry i bez żadnej konsultacji ze mną (a tak to niestety wyglądało w czasie studiów doktoranckich i nie ukrywam, że było to ogromnie stresujące i zniechęcające). Być może kiedyś napiszę jak dokładnie wyglądały studia doktoranckie. Z drugiej strony, nie wiem czy to ma sens, bo obecnie system studiów doktoranckich jest już inny i doktoranci nie prowadzą po 90h zajęć na semestr w ramach tzw. przymusowego wolontariatu. Cieszę się, że w końcu mam ten etap za sobą.
Potrzebowałam czasu, by zrozumieć pewne rzeczy i dziś nie podejmuję się zajęć, w których nie czuję się w 100% pewnie (np. nie uczę norweskiego medycznego). Zdecydowanie jestem teraz w komfortowej sytuacji, bo nareszcie mam wybór. Do dziś pamiętam zajęcia z fonologii, które musiałam prowadzić na początku studiów doktoranckich. Tak mnie ten przedmiot stresował, że często szłam na zajęcia na nogach jak z waty. To chyba cud, że nie zniechęciło mnie to do nauczania!
Czy było warto?
Hm, nie wiem. Na pewno dużo się nauczyłam i zrozumiałam, że każdy ma swoje słabości i mocne strony. Zrozumiałam też, że najlepiej przygotowane zajęcia to takie, które również nauczycielowi sprawiają przyjemność. Od trzech lat prowadzę kursy ogólnego języka norweskiego i w tym odnajduję się najlepiej. Mam mnóstwo własnych materiałów i coraz rzadziej zaglądam do podręczników. Te zajęcia po prostu sprawiają mi radość!
Nauczanie zdalnie na uniwersytecie zmusiło mnie do przejścia na tryb online, ale też zainspirowało do odkrycia nowych technik i aplikacji. A tych jest całe mnóstwo! Dotychczasowy feedback od studentów jest bardzo pozytywny i to daje mi siłę do działania. Ostatnio mam tej siły coraz więcej, więc z radością wracam do blogowania i nie tylko.
Pilotaż NO
Już niedługo ruszam z nowym projektem! Pilotaż NO to indywidualne kursy języka norweskiego online, które otwieram od lipca. Będą dostępne wszystkie poziomy zaawansowania – od zupełnie początkującego do poziomów bardziej zaawansowanych. Więcej szczegółów podam już wkrótce w zakładce Ucz się ze mną, ale już teraz mam dla Was małą zajawkę:
- pierwsze spotkanie będzie gratis – ustalimy wtedy odpowiedni poziom oraz cele, a także umówimy się na konkretny termin naszych zajęć,
- będziemy korzystać z moich autorskich materiałów,
- tematy zajęć będą dopasowane indywidualnie do każdego słuchacza.
Obserwujcie mnie na blogu i/lub na Instagramie, a już niedługo poznacie więcej szczegółów!