Frokostblanding #33 Norwegowie decydują sami za siebie

by Anna

Kilka tygodni temu w mojej skrzynce mailowej wylądowała wiadomość o tym, że Norwegowie często zabraniają tak trywialnych rzeczy jak np. robienie dzieciom do szkoły kanapek z białym chlebem, a pozostawiają rodzicom zupełną wolność w przypadku tak poważnych kwestii jak szczepionki. Czytelniczka, która do mnie napisała zupełnie nie mogła pojąć jak taki system może działać bez większej szkody dla obywateli. I faktycznie tak jest – w Norwegii spotkacie wiele zabawnych zakazów i nakazów (czasem nieoficjalnych), ale również całe mnóstwo kwestii w żaden sposób nieuregulowanych odgórnie. Jak to więc jest możliwe, że mimo takiej polityki Norwegia nie jest na skraju kryzysu i nie wybuchają tam epidemie odry czy różczyki, a rodzice posłusznie robią dzieciom kanapki z ciemnym pieczywem? Cóż, odpowiedź jest bardzo prosta.

Dojrzałe społeczeństwo

Kwestia szczepionek jest ostatnio dość gorącym tematem i wzbudza emocje zwłaszcza teraz, gdy ruchy antyszczepionkowe zyskują na popularności. W Polsce i wielu zachodnich krajach coraz częściej mówi się o wprowadzeniu obowiązkowych szczepień lub rozszerzeniu listy już tych istniejących.

Wiele osób z tzw. grup antyszczepionkowców twierdzi, że państwo chce decydować za nich i nie zostawia im wolnego wyboru. Często też za przykład podaje się kraje skandynawskie, gdzie szczepienia są dobrowolne, a mimo wszystko epidemie jakoś nie wybuchają. Zapomina się wtedy jednak dodać, że w krajach tych procent szczepień jest bardzo wysoki. Mimo tego, że nie są one obowiązkowe, zdecydowana większość rodziców i tak decyduje się szczepić swoje pociechy. Dlaczego? Wielu socjologów podaje za przyczynę odpowiedzialność społeczną oraz oczywiście chęć uniknięcia choroby.

Norwegów często podaje się za przykład odpowiedzialnego i dojrzałego społeczeństwa. Nic więc dziwnego, że można im zostawić nawet tak odpowiedzialne wybory jak te o szczepieniu swoich dzieci. Czy w Polsce taki system by się sprawdził? Myślę, że ostatnie wydarzenia pokazały, że raczej nie. To, czego jeszcze nie mamy w Polsce to myślenie najpierw o swoim otoczeniu, a dopiero później o sobie. I nie jesteśmy tu wyjątkiem – w wielu krajach rządy były zmuszone wprowadzić obowiązkowe szczepienia, bo obywatele z różnych powodów decydowali się na ominięcie szczepień. Wszyscy też wiemy do czego to może prowadzić, bo przedsmak ewentualnych konsekwencji takiego postępowania możemy już teraz obserwować w wielu miejscach w Europie.

Norweskie państwo zagląda dzieciom do drugiego śniadania

O norweskim fenomenie matpakke pisałam już wcześniej, ale dziś chciałabym aby słynne norweskie kanapki posłużyły nam za przykład w dyskusji o podejmowaniu odpowiedzialnych decyzji. W mailu, o którym wspomniałam na początku wpisu, padł przykład „norweskiego terroru” w postaci zaglądania dzieciom do kanapek. Często pracownicy przedszkoli sprawdzają co ich podopieczni przynoszą z domu na drugie śniadanie, a gdy uznają, że posiłek nie jest odpowiednio zbilansowany, kontaktują się z rodzicami. Bardziej ekstremalne plotki głoszą nawet o tym, że za zrobienie dziecku kanapki z białym pieczywem można narazić się kontrolę z Barnevernet. Tak, państwo poniekąd wtrąca się w tak trywialne (z pozoru) kwestie jak żywienie dzieci, ale za to decyzje o szczepieniu pozostawia rodzicom. Wydaje się to nie mieć sensu? Hm, nie do końca. Spróbujmy przeanalizować to krok po kroku.

Ochrona przede wszystkim

Żywność w dzisiejszych czasach jest dość kiepskiej jakości, delikatnie mówiąc. Mimo że coraz więcej osób stara się przywiązywać wagę do tego, co kładzie na talerz, wiele osób po prostu nie ma czasu na czytanie o zdrowym odżywianiu lub najzwyczajniej w świecie się tym nie interesuje. O ile norweski rząd zbytnio nie ingeruje w nawyki żywieniowe dorosłych Norwegów, o tyle odżywianie najmłodszych już nie jest im obojętne. Imigrantom może to wydawać się dziwne – przecież rodzice wiedzą najlepiej jak karmić swoje dzieci (przynajmniej w teorii), a tu nagle ktoś zwraca im uwagę, gdy drugie śniadanie ich pociech nie spełnia narzuconego standardu. Nie wydaje mi się jednak, że to brak zaufania państwa do swoich obywateli, ale raczej próba kontrolowania tego, co dzieci jedzą na codzień. Jakby się dłużej nad tym zastanowić to w polskich szkołach i przedszkolach też przydałaby się jakaś weryfikacja tego, co podaje się dzieciom na drugie śniadanie. Drożdżówka i słodkie napoje chyba nie są idealnym wyborem, a mimo to nikt się nie burzy widząc ośmiolatka z takim zestawem śniadaniowym. Coraz więcej osób burzy się za to, gdy lekarz zaleca im szczepić swoje dziecko. Ale jak to?! Ktoś ma podejmować decyzje za rodziców?!

I to jest według mnie oznaka tego, że w tak poważnych kwestiach jak utrzymywanie odporności społecznej nie jesteśmy jeszcze na tym samym poziomie co Skandynawowie. Bo Polaków coraz częściej do szczepień trzeba zmuszać i raczej nie można założyć, że będą kierować się rozsądkiem i pomyślą też o społeczeństwie, w którym żyją, a nie tylko o czubku własnego nosa (lub ewentualnie czubku nosa własnego dziecka). Być może zabrzmi to okrutnie, ale ewentualne powikłania po szczepieniach, które swoją drogą rzadko są śmiertelne, to nic w porównaniu z epidemiami, które mogą wybuchnąć, gdy coraz więcej osób będzie unikać szczepień. I w tej kwestii chyba jednak ktoś powinien decydować za nas, bo ewidentnie nie jesteśmy gotowi na taką wolność, jaką mają na przykład Skandynawowie.

Dzisiejszy wpis jest może trochę nieskładny i kontrowersyjny, ale podobne wiadomości i pytania otrzymywałam już wcześniej i za każdym razem biłam się z myślami czy napisać o tym coś więcej. Rozumiem, że norweski system zupełnie odbiega od naszego, a do tego norweska mentalność może nas czasem szokować, ale pamiętajmy – to, że coś jest inne, nie znaczy, że jest gorsze. Może Norwegowie mają jakiś wyższy cel, gdy zaglądają dzieciom do drugiego śniadania 😉

You may also like

Leave a Comment

Strona korzysta z plików cookies. Warunki przechowywania i dostępu do plików cookies możesz ustawić w przeglądarce. Ok!