
Tym razem udało mi się zrobić nieco lepsze zdjęcie zorzy niż ostatnio, choć nadal uważam, że żaden aparat nie jest w stanie oddać jej magicznego uroku 🙂
Kolejny miesiąc minął w ekspresowym tempie, a słońce pojawia się na północy tylko na kilka godzin, by schować się za górami już około godziny 14. Pod koniec listopada zniknie zupełnie i zacznie się mørketida czyli noc polarna. Będzie mi dane tego doświadczyć co prawda tylko przez kilka dni, ale już teraz postanowiłam się przygotować. Dziś będzie więc kilka słów o tym jak ciemności wpływają na nasz sen i nastrój. Jeśli więc jesteście ciekawi czy życie w ciemnościach zawsze kończy się depresją to ten wpis jest właśnie dla Was!
Nasze ciała są bardzo mądre i wiedzą, że gdy na zewnątrz robi się ciemno to czas spać, a gdy słońce jest wysoko na niebie to znaczy, że trzeba wykrzesać z siebie energię na kilka kolejnych godzin. Kilka lat temu mogłam się przekonać co to znaczy próbować zmusić się do snu gdy o północy słońce świeci prosto w oczy, a mózg myśli że jest środek dnia. Skoro więc w dzień polarny utrzymanie dobowego rytmu jest takie trudne to analogicznie noc polarna pewnie sprawia, że ciągle chce nam się spać, prawda? Też tak myślałam, ale postanowiłam sprawdzić co na to mówią naukowcy.
W 2012 roku przeprowadzono eksperyment* na mieszkańcach Tromsø w miesiącach, gdy miasto pogrążone było w ciemnościach jak i w czasie dnia polarnego. Naukowcy chcieli sprawdzić jak noc polarna wpływa na sen i nastrój mieszkańców dalekiej północy w porównaniu z miesiącami letnimi. Ogólne przekonanie jest takie, że wszyscy są senni, gdy słońce nie wschodzi, a ciało myśli, że jest noc i należy spać. Do tego wiele osób przestrzega też przed depresją, która atakuje właśnie wtedy, gdy brakuje promieni słonecznych. Ale czy to na pewno tylko brak światła jest odpowiedzialny za ponury nastrój?
Ochotników biorących udział w badaniu poproszono o wypełnienie ankiet dotyczących snu w okresie zimowym i letnim. Pod uwagę wzięto takie czynniki jak ilość dni spędzanych w pracy, pracę zmianową oraz dni całkowicie wolne od pracy. Wyniki okazały się bardzo ciekawe.
U zdecydowanej większość badanych nie stwierdzono problemów ze snem ani w czasie dnia polarnego, ani w czasie nocy polarnej. Natomiast u niewielkiej liczby osób, która o takich problemach wspomniała to właśnie noc polarna okazała się okresem największej bezsenności! U osób, które miewały problemy ze snem dzień polarny zdawał się nie mieć wpływu na produkcję hormonu snu, melatoniny, natomiast to właśnie ciemności sprawiały, że ich ciała „szalały” nie mogąc odnaleźć się w nowej sytuacji.
W badaniu opisano także samopoczucie mieszkańców północy. Z ankiet wynikało, że osoby borykające się ze spadkiem nastroju nie wiązały tych zmian z konkretną porą roku. Różnice między sezonem letnim i zimowym były tak niskie, że nawet nie wzięto ich pod uwagę. Choć warto zaznaczyć, że to letnie słońce częściej powodowało większe spadki na stroju niż zimowe ciemności. Tak zwana zimowa depresja powodowana rzekomo nocą polarną jest więc mitem! Jeszcze ciekawsza jest konkluzja badania, z której wynika, że mieszkańcy północy borykają się ze spadkiem nastroju znacznie rzadziej niż reszta kraju. Może więc na poprawę nastroju powinno się od teraz polecać zimowe wycieczki polarne, a nie wypady na słoneczną Majorkę? Ja jestem za! 🙂
Jeśli macie kilka minut to bardzo polecam Wam lekturę The Tromsø Study. Znajdziecie tam znacznie więcej danych i szczegółów dotyczących badania, niż te, które tu przytoczyłam.
Naukowcy podkreślili, że za zimową bezsenność w Tromsø może odpowiadać wysokość nad poziomem morza i ciśnienie, a nie same ciemności i rozregulowany system hormonalny. Może więc jest nadzieja, że uda mi się wyspać przez tych kilka ciemnych dni pod koniec listopada.
A czy Wy macie jakieś doświadczenia z dniem i nocą polarną?
5 komentarzy
Widać należę do tej większości, bo nigdy nie miałam problemu z funkcjonowaniem ani podczas dni, ani podczas nocy polarnych 😉
To całe szczęście! Myślę, że wszelkie tego typu eksperymenty trzeba traktować z przymrużeniem oka. Każdy reaguje inaczej 🙂
Ja miałem problem za pierwszy razem, potem szybko się przyzwyczaiłem. Choć gdy na dłużej zamieszkałem w Sztokholmie to tam jednak miałem początkowe oznaki depresji.
No proszę, a Sztokholm nawet nie leży tak daleko na północy. Choć pewnie jest tak jak mówisz, że po jakimś czasie się przyzwyczajamy i wszystko wraca do normy. Mam nadzieję, że tak właśnie było (jest?) też w Twoim przypadku 🙂
Byłem wtedy na kontrakcie i firma wysłała mnie na kąpiele słoneczne. I o dziwo pomogło 🙂