
Są takie książki, które wbrew logice stają się bestsellerami. Każdy z Was jest pewnie w stanie wymienić co najmniej jednego autora kryminałów ze Skandynawii lub nawet podać tytuł innej ulubionej książki. Niektórzy z Was być może w tym miejscu wymieniliby jakiś klasyk Ibsena czy Hamsuna, a może najnowszą powieść Vigdis Hjorth. Jednak żadna z tych książek nie zrobiła aż takiej furory na całym świecie jak Świat Zofii (norw. Sofies verden) Josteina Gaardera. Jak to się więc stało, że książka dla młodzieży podbiła światowe rynki? Cóż, pewnie dlatego, że to nie jest taka zwykła książka…
Pisząc, że Świat Zofii jest dość specyficzną powieścią, miałam na myśli fabułę. Ci z Was, którzy być może nigdy nie słyszeli o tej powieści mogą się zdziwić, bo to książka o… historii filozofii. Tak, historia filozofii dla dzieci jest jedną z najlepiej sprzedających się norweskich książek w historii, a być może nawet jest na szczycie tego rankingu. W porównaniu z nią, kryminały Jo Nesbø to tylko chwilowy trend, podczas gdy powieść o greckich filozofach okupuje listy bestsellerów już od lat 90-tych.
Sama mam trochę problem z tą książką. Próbowałam ją czytać już kilka razy, ale za każdym razem zatrzymywałam się na innym fragmencie i za nic nie mogłam przebrnąć przez całość. Nawet lubię filozofię i zdarza mi się czytać różne artykuły i książki na ten temat, ale Sofies verden zupełnie mnie nie przekonuje. Być może zabrałam się za lekturę tej powieści zbyt późno i dlatego wydawała mi się infantylna i nudna. A może po prostu nie rozumiem norweskiego fenomenu Świata Zofii.
Pamiętam, że mój lektor norweskiego, z którym miałam zajęcia na studiach, sam się dziwił dlaczego książka Gaardera podbiła serca tylu czytelników. Na temat książki powstało też wiele opracowań i prac naukowych, a jednak większość moich znajomych, którzy ją czytali nie wypowiadają się o niej zbyt pozytywnie. Główne przymiotniki stosowane do opisania fabuły to “nudna” i “dziecinna”, czasem tylko “oryginalna”.

Żeby nie być gołosłowną, pozwólcie, że pokrótce streszczę Wam fabułę. Główną bohaterką książki jest nastolatka Sofie Amundsen. Pewnego dnia Sofie dostaje list, w którym ktoś opisuje filozoficzne teorie dotyczące powstania świata. Każdy kolejny list powoli odkrywa przed Sofie poglądy różnych filozofów. Czasem Sofie otrzymuje zadania od tajemniczego nadawcy, co skutkuje tym, że zadaje swojej mamie dziwne pytania lub prowadzi mniej lub bardziej ciekawe rozważania na temat swojej codzienności.
Sam pomysł na książkę jest świetny, przyznaję. Coraz trudniej jest zainteresować dzieci i nastolatki klasyczną filozofią, więc jeśli ta powieść choć trochę się do tego przyczyni to pozostaje tylko pogratulować autorowi. Mnie rozczarował jednak fakt, że po kilku próbach przebrnięcia przez Świat Zofii nadal miałam poczucie, że filozofia jest nudna i opiera się na rozwlekłych tekstach, które są w stanie uśpić nawet osoby cierpiące na bezsenność. Wiem oczywiście, że to nieprawda, bo zdarzyło mi się trafić na kilka pozycji filozoficznych, które przeczytałam jednym tchem. W czym więc tkwi problem? Dlaczego tak jest, że filozofia wydaje się nudna, a wszelkie książki, które starają się ją przybliżyć “szaremu” czytelnikowi tylko potęgują to wrażenie?
Mam co do tego pewną teorię. Gdy miałam elementy filozofii w szkole to też zawsze przesypiałam połowę zajęć, próbując skupić się po raz setny na tym, co powiedział jakiś starożytny filozof mieszkający w beczce. Pamiętam, że opieraliśmy się wtedy głównie na opracowaniach teorii filozoficznych, zamiast na tekstach oryginalnych. Bardzo podobnie było na studiach, gdzie filozofia również nie wzbudziła we mnie szczególnego entuzjazmu. I chyba właśnie dlatego nie potrafiłam też docenić wartości książki Josteina Gaardera. Bo to kolejne opracowanie, które mimo wszystko wiele rzeczy upraszcza. Pewnie powiecie, że dla dzieci i nastolatków będzie to idealny wstęp do filozofii? Hm, być może. Obawiam się jednak, że aby ją docenić trzeba rozumieć pewne norweskie fenomeny, a ja akurat tego fenomenu nie rozumiem zupełnie. I wiecie co? Wcale mi to nie przeszkadza. W końcu nie wszystko da się pojąć rozumem. Poza tym, zamiast kolejnych opracowań wolę czytać teksty oryginalne i bardzo żałuję, że nikt nie podsunął mi ich, gdy miałam te naście lat. Myślę, że Schopenhauer mógłby mnie zainteresować, gdy zmagałam się z gimnazjalnymi rozterkami. Świat Zofii tego nie zrobił.
A czy Wy czytaliście osławiony Świat Zofii? Jakie są Wasze wrażenia?
2 komentarze
Rozumiem zupełnie twoje spojrzenie, jednak dla trzynastoletniej mnie, zaczytującej się w książkach młodzieżowych i lubiącej snuć różne refleksje, Świat Zofii był czymś wyjątkowym. Byłam już wtedy po lekturze Dziewczyny z pomarańczami, która podobała mi się niewątpliwie bardziej, ale przy Świecie Zofii czułam, że wynoszę z tej książki realną wiedzę. Potem w rozprawce na polskim mogłam udwołać się do np. filozofii Kierkegaarda albo Nietzschego. Poza tym samo czytanie sprawiało mi przyjemność. Może i niektóre fragmenty były przydługawe, ale podobał mi się styl Gaardera. Zresztą do dziś jest jednym z moich ulubionych pisarzy oraz jednym z powodów, dla których w ogóle zaczęłam interesować się Norwegią
Dlatego właśnie wydaje mi się, że zabrałam się za tę książkę za późno i dlatego nie porwała mnie specjalnie. Za to inne książki Gaardera czytałam jeszcze będąc w szkole i bardzo mi się podobały 🙂